Piszę tu o książce „Wpływ jeziora błękitnego" Magdaleny Szozdy.
Nie miałam żadnych wątpliwości, że jest to książka, którą muszę przeczytać. Dlaczego? Bo w pewien nienamacalny, niewerbalny sposób przemawia do mnie wrażliwość w odczuwaniu świata przez Anię M. I to wystarczy! Nawet, gdy wyszło na jaw, która z blogerek jest autorką, postanowiłam nie wchodzić na jej bloga, dopóki nie przeczytam książki. Nie znałam tej blogerki i jej pisania.
Książka, po formalnościach związanych z zapłatą, dotarła do mnie z prędkością światła, odbudowywując zaufanie w pocztę. Zaskoczona szybkością, myślałam, że Ania M. jakąś magiczną rakietę posiada. Według niej to tylko zwykły aeroplan :))
Jak to mam w zwyczaju, dostając do ręki nową tradycyjną książkę (czyli nie ebook, bo z takich też namiętnie korzystam) powąchałam ją, przekartkowałam, przytuliłam i czytanie zaczęłam następnego dnia.
I cóż się okazało?
To nie powieść.
To nie tradycyjna poezja.
„Wpływ jeziora błękitnego" to zlepek wspomnień, wydarzeń, wierszy, fotografii, które po prostu trzeba dotknąć. Dotknąć i odczuć.
Oto przykład, jak się czyta „Wpływ jeziora błękintnego":
Czytam. Czytam zdanie za zdaniem, aż w pewnym momencie trafiam na stwierdzenie: „(...) jestem inna ale swoja". W tym momencie książka idzie na bok i myślę: to przecież o mnie. Kontekst inny, nieporównywalny, ale to jest MOJA MYŚL!
Czytam dalej: „Wiem przecież, że jestem jedną z nich. To jest dobre. (...) Nareszcie jestem cała.”
Odkładam książkę i rozmyślam: też jestem jedną z nich. Jestem człowiekiem i kobietą. Tylko czy ja jestem cała? Jestem? Czy jeszcze nie? I czego mi brakuje do tej mojej całości?
I tak właśnie czyta się „Wpływ jeziora błękitnego". Zdanie za zdaniem, wspomnienie za wspomnieniem i nagle ... BUCH, pojawia się myśl, która przenika, DOTYKA, zostaje. Książkę trzeba odłożyć, a ta myśl krąży, wywołuje wspomnienia, ujawnia niezaleczone rany, prowokuje. Spełnia założone przez Anię M. zadanie „Tangere" (dotykanie) doskonale.
Polecam wszystkim, którzy są otwarci, aby spojrzeć wrażliwie na zatrzymane chwile, szczere wspomnienia, poetyckie opisy. Także tym, którzy mają odwagę pójść krok dalej i spojrzeć w swoje własne głęboko schowane wspomnienia. (Dodam, że sama po przeczytaniu tej książki zapisałam szereg własnych wspomnień, dotknęłam werbalnie nieodkryte części swojej przeszłości, co jest bardzo terapeutyczne.)
Teraz odkładam tę książkę na półkę, ale już wiem, że za jakiś nieokreślony czas sięgnę po nią ponownie. Dlaczego? Bo wtedy będę już inną osobą i przekonana jestem, że dotkną mnie i poruszą inne zdania, inne fragmenty i znowu zmuszą do autorefleksji.
Teraz odkładam tę książkę na półkę, ale już wiem, że za jakiś nieokreślony czas sięgnę po nią ponownie. Dlaczego? Bo wtedy będę już inną osobą i przekonana jestem, że dotkną mnie i poruszą inne zdania, inne fragmenty i znowu zmuszą do autorefleksji.
Jedyna rzecz, którą bym ulepszyła to jakość fotografii, bo grafika jest dla mnie istotna i stanowi integralną część całości. Zdjęcia są dla mnie równie ważne jak tekst, a w przypadku „Wpływu jeziora błękitnego" nie umiem odczuć zdjęć. Niestety. Jednak zdaję sobie sprawę, że druk zdjęć na innym papierze i być może inną techniką podniósłby cenę książki przynajmniej dwukrotnie. Takie są realia i doskonale to rozumiem.
Dziękuję za tę książkę autorce Magdalenie Szozdzie i wydawczyni Ani M. U nich znajdziecie też więcej informacji na temat „Wpływu jeziora błękitnego".
Ponieważ od roku „bawię się” w zachodnią (współczesną) odmianę szamanizmu, czytam możliwie wszystko na temat szamanizmu, uczęszczam na szamańskie warsztaty, koniecznie muszę dodać, że zabawa opisana w rozdziale: „Próba niewidzialności" to szamańska metoda stosowana przez szamanów od tysiącleci!!! Podobno skuteczna. Nie wiem, czy autorka zdaje sobie z tego sprawę, ale musiałam o tym wspomnieć :))) A może Magdalena Szozda jest szamanką, tylko nic mi o tym nie wiadomo?
——————————
Dzisiejszy wpis to moja blogowa CHWILA na książkę. Nikt nie sponsorował tej recenzji i mnie do niej nie namawiał :))
Izabelo, bardzo Ci dziękuję za recenzję. Cieszę się, że książka dotyka ważnych sfer w Tobie - na to właśnie liczyłam rozpoczynając serię: że będzie poruszać coś w czytelniku odwołując się do uniwersalnej wspólnoty doświadczeń. W serii z tych na razie zaplanowanych większość to teksty z blogów - ale nie wszystkie (ale to niech na razie zostanie niespodzianką). Co do zdjęć, powiem tylko, że zostały one celowo "zgrafizowane", przerobione, by stały się nieco nieostre, by zatarła się ich oczywistość. Ale jeśli sprawiają wrażenie, że ich jakość mogła być lepsza, to muszę to przyjąć do wiadomości :) Liczy się wszak, co myśli o tym czytelnik, zwłaszcza że jednak na ekranie i w pdf-ach naprawdę wyglądały na lepsze niż w książce. To doświadczenie na przyszłość dla wydawcy.
OdpowiedzUsuńNo i powiem Ci - to wspaniałe uczucie czytać recenzję! Dziękuję :*
Prawdą jest, że istnieje "uniwersalna wspólnota doświadczeń”, jak to świetnie nazwałaś i chyba dlatego książka tak osobiście dotyka.
UsuńJeżeli chodzi o odbiór zdjęć, to jest to moje indywidualne wrażenie. Zanim będziesz podejmowała kolejne wydawniczo-zdjęciowe decyzje, powinnaś dopytać się o wrażenia i odbiór większej ilości osób. Może to być bardzo indywidualne.
Świetny pomysł z serią Tangere. Gratuluję :*
Bardzo trafna recenzja. I ja przeżyłam dotknięcia, tylko wciąż się zbieram aby o tym napisać. :)
OdpowiedzUsuńGosiu, jestem bardzo ciekawa Twoich wrażeń!
UsuńTeż jestem ciekawa :))
UsuńTo co napisałaś rozpoczyna nowe życie książki, już poza mną i bez mojego wpływu.
OdpowiedzUsuńNiesamowita chwila i niesamowite uczucie! Bardzo Ci dziękuję za możność tego przeżycia!
Próba niewidzialności wydarzyła się nam naprawdę. Nie była poprzedzona żadną nauką, żadnymi przygotowaniami. Ot tak usiadłyśmy i stało się. Mam potwierdzenie jedynie w niespotykanym zachowaniu zwierząt, świadków ludzkich nie było. Pies zawsze podbiega, machając ogonem i jest potwornie nachalny w wymuszaniu głaskania, kozy otaczają kręgiem, skubiąc za ubranie, przeszukując kieszenie i obśliniając włosy. Tak było zawsze przedtem i tak było zawsze potem. Nic więcej na ten temat nie wiem.
Głęboko wierzę w moc szamanizmu i gdybym miała możliwość korzystania z uzdrawiania szamańskiego lub innego tego rodzaju, to zamknęłabym drzwi przed medycyną zachodnią.
Jestem zbyt wielkim leniem by ćwiczyć jakieś techniki lub uczyć się na poważnie.
Mam pseudo szamański bęben typu frame drum i czasami z nim "szaleję" (jestem ciężka i powolna, więc szaleję bardzo spokojnie:)) Zaczynam od metrum transowego, a później bęben i tak robi co chce :)
Pozdrawiam Cię serdecznie!
Bęben robi co chce, bo ma swoją własną duszę i bębnią na nim Dobre, pomagające Ci Duchy. I o to chodzi!
UsuńJeszcze raz dziękuję za tak szczerą, osobistą książkę.
Pozdrawiam:))
bardzo pięknie zachęciłaś. lubię "mądre" książki, nad którymi trzeba się zatrzymać....przemyśleć...przetrawić kawałek po kawałku :)
OdpowiedzUsuńTa książka jest inna, niczym pamiętnik, bardzo osobista, dotykająca. Myślę, że każdy doczyta w niej coś innego i każdy zostanie poruszony innym fragmentem. Na tym polega jej magia ;))
UsuńZachwycam się chwilami z tą książką. Czytam niespiesznie, smakuję, rozmyślam. Nie przeczytałam jeszcze całej. Sięgam po nią, gdy mam głowę wolną od codziennych, prozaicznych spraw. Tylko wtedy mogę poczuć tę magię.
OdpowiedzUsuńDziękuję za to.
Zgadzam się, że na tym ta magia polega. Tę książkę się smakuje a nie pochłania:)
UsuńA ja myśle ze sponsorem jest poranna kawa😀
OdpowiedzUsuńPomyłka!
UsuńPachnące ziółka:))
Dzięki za polecenie lektury :) Twoja recenzja zdecydowanie zachęciła mnie do przeczytania tej książki. Lubię takie literackie "wyzwania", które wzbudzają we mnie refleksję.
OdpowiedzUsuń