niedziela, 24 maja 2015

Ulotność myśli.

Natłok moich własnych myśli i ich prędkość samą mnie zaskakuje. I nie są to myśli natrętne, niechciane czy chore. Przez moją głowę sprintują opowiadania, wiersze, rozważania i wszystko wydaje się ważne, sensowne i na wagę .... zapisania.
Biegnę na górę po zeszyt, bo opowiadanie mam w głowie. Dzwoni telefon. Odbieram. Rozmawiam minutę. Dalej idę po zeszyt ale myśli już przeskoczyły na drugą półkulę, przeszły na tor tematu pomagania i przyjmowania pomocy. Temat ważny obecnie dla mnie, przyjmowanie pomocy za mało oswojone, należy opisać, przerobić. Docieram wreszcie do zeszytu i siadam przy stole. Na chwilę zamieram w zachwycie, że siedzę bez wysiłku i zawrotów. Jestem szczęśliwa. Chwlą. Poprzednie myśli uleciały, bo teraz rozważam jak zmienne jest nasze życie i to, co w nim doceniamy. A przecież ta nietrwałość w świecie i nasze złudzenie stałości miały być tematem opowiadania, które zapisać koniecznie chciałam i po zeszyt pobiegłam.

I jak tu nadążyć? Zatrzymać? Zapisać? Gdy one ulotne jak wiatr pędzą i płynne jak woda, nieuchwytne jak powietrze, dotknąć nie mogę. Zmienne!
Istotne są dla mnie. Gdy znowu wpadnę w stan otępienia, to chciałabym je mieć zapisane. Pod ręką. Gotowe. Dowód na to, że łapię chwile i myślę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz